To jedno z miejsc w typie convenience store - sklep pełen wszystkich tych produktów, o których myśli dzieciak chcący zostać dorosłym z portfelem wypchanym pieniędzmi. Półki wyłożone masą najróżniejszych słodyczy, słonych przekąsek, obiadowych dań czekających jedynie na odgrzanie przy jednej z oferowanych przez lokal mikrofalówek czy całej palecie różnej kategorii zupek insant. Prócz tego nie zabraknie również przygotowywanego na miejscu świeżego pieczywa oraz parujących i pachnących fast foodów. Nic dziwnego, że ów sklep jest punktem przesiadek nie tylko młodzieży, ale i znacznej części dorosłych. Odmienne osobistości przychodzą tu z różnych powodów - raz zaspokoić głód, raz spotkać sąsiadkę z mieszkania obok celem zamienienia z nią kilka słów, a raz by posiedzieć na ławce przed sklepem z miską ciepłego ramenu w dłoni i popatrzeć na ulicę przed sobą.
— Mam coś na twarzy? — mruknęła w końcu, unosząc lekko brew i nachylając się w stronę niższego mężczyzny, na co ten pokręcił przecząco głową i spuścił spojrzenie. Zmrużyła oczy i odsunęła się, wzruszając barkami. — A już się bałam. — skwitowała luźno, wracając spojrzeniem na telefon. W kontaktach mignęło "Raja", a ostatnią wiadomością jaką jej wysłała było zdjęcie przypadkowo spotkanego kota. Cóż, nie muszą pisać tylko o sprośnych rzeczach, nie? Po chwili kobieta westchnęła i wcisnęła telefon do kieszeni, przejeżdżając wzrokiem po paczkach papierosów nad głową chłopaka. Hm. Nie paliła zbyt często, praktycznie w ogóle, ale teraz odczuła jakiś rodzaj głodu. Najwyraźniej musiała się odstresować po dzisiejszym zleceniu. — Hm, poproszę jeszcze te niebieskie. — i tu wskazała ruchem głowy na upragnione papierosy, a gdy przyszedł moment płatności, Furu bez większego problemu dała prawie odliczoną ilość gotówki, spakowała część produktów do plecaka i powolnym krokiem opuściła sklepik. W jej dłoniach została paczka papierosów i kanapka. Z cichym westchnięciem usiadła na ławkę tuż przy całodobowym i oparła się plecami o ścianę, odchylając przy tym głowę. Po chwili odpakowała kanapkę, biorąc z niej sporego kęsa, a gdy zostało po niej ledwo opakowanie, zapaliła papierosa. Pochyliła się opierając łokciami o kolana i zaciągnęła się gryzącym dymem. Podczas wypuszczania dymu, kątem oka dojrzała znajomą sylwetkę, a gdy ta zbliżyła się wystarczająco blisko, parsknęła pod nosem i uniosła się, ponownie opierając o sklep.
— Shin. — mruknęła, chcąc zwrócić uwagę mężczyzny. — Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Wracasz z roboty, czy coś? — zagadnęła gdy mężczyzna przystanął i zaciągnęła się po raz kolejny, wypuszczając chmurę dymu w stronę stojącego mężczyzny z lekko zadziornym uśmieszkiem.
@Seiwa-Genji Shin
- Tak jakbyś trafiła w sedno. - Powiedział spokojnym tonem. Podszedł nieco bliżej ławki, na której siedziała dziewczyna. Pochylił się lekko do przodu, żeby spojrzeć jej prosto w oczy.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to niezdrowe, nie? - Poprawił okulary lewą ręką i uśmiechnął się w taki lekko niepokojący sposób. Uśmiech, który prezentował czarnowłosy zazwyczaj wprowadzał ludzi w zaniepokojenie, oczywiście nie robił tego specjalnie, ot wyraz jego twarzy nie zaskarbiał sobie zaufania z bliżej mu nieznanego powodu.
- Przypuszczam, że wiesz, ja też wiem... - Usiadł na ławce obok dziewczyny, oczywiście zachował odrobinę dystansu.
- Skoro wiemy, to możesz mnie poczęstować, miałem kupić paczkę ale skoro wpadliśmy na siebie to cię poopalam - Puścił jej oczko. Kątem oka dostrzegł opakowanie po kanapce, zaburczało mu w brzuchu. Drobiowy złocisty kotlet, ostry makaron... Pokręcił głową.
- Przepraszam, jeszcze nic dzisiaj nie jadłem.
— Nie wyczaruje ci znikąd obiadu, skarbie. — westchnęła cynicznie, opierając łokieć o nogę, po chwili kładąc twarz na dłoni by spod przymrużonych, szaroniebieskich oczu przyglądać się siedzącemu obok mężczyźnie. — W szpitalu nie masz żadnych automatów? Stołówki, by coś tam zjeść na jakiejś przerwie? Czy raczej pracujesz tam jak robocik, który w oczach przełożonych, hm, nie potrzebuje czegoś tak bezsensownego jak jedzenie?
@Seiwa-Genji Shin
Podniósł paczkę papierosów, która wylądowała mu na kolanach. Otworzył ją i wyciągnął jednego fajka, przez chwilę rolował go w palcach po czym włożył go do ust. Sięgnął do prawej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej swoją złotą zapalniczkę benzynową. Odpalił papierosa i zaciągnął się nim dość głęboko, chwilę trzymał dym w płucach, po czym wypuścił kilka kółeczek ustami.
- Co do jedzenia, to nie oczekuję, że mi coś wyczarujesz tu i teraz. Mam już plan na kolację, może nie jakiś wybitnie wystawny, ale mam.
Oddał jej paczkę papierosów i wstał powoli. Papieros, którego można by przysiąc dopiero odpalił, właśnie się kończył. Niedopałek wylądował na ziemi i dość szybko został przydeptany.
- Jak masz ochotę, to możesz skrytykować moje wybory żywieniowe. Albo coś mi dorzucić do koszyka. - Rzucił uśmiechając się ponownie, po czym ruszył w kierunku sklepu. Gdy tylko przestąpił próg, poczuł zapach smażonego kurczaka, ramenu instant i oczywiście jakiejś chemii. Pierwszy w kolejce oczywiście był bardzo ostry makaron, który Shin kochał, dotarcie do półki z ramenem instant nie potrwało zbyt długo. Odnalazł charakterystyczne okrągłe opakowanie w czarno czerwonym kolorze i maskotką wyglądającą jak kurczak ziejący ogniem. Kiedy jeszcze był na studiach ludzie jedli to jako wyzwanie, jak dla niego było po prostu smaczne, łączyło w sobie słodki, ostry i słony smak. Opakowanie wylądowało w koszyku. Mentalna lista mówiła dalej o jajkach, szczypiorku, kimchi i gotowym kotlecie. Kolejne dwie rzeczy zostały sprawnie odnalezione w lodówkach i dołożone do koszyka. Aby przełamać monotonnie zostało wybrane białe kimchi, pełne imbiru i daikonu, słodko kwaśne, jak w sam raz aby przeczyścić paletę między kęsami ostrego makaronu. No i do kasy, gdzie wybrany zostanie drobiowy kotlet w panierce z sezamem. Oczywiście w koszyku jakimś dziwnym trafem znalazł się czteropak Asahi i dwie paczki papierosów.
— A co? Ile wybitych łokci, kostek i barków dzisiaj nastawiałeś? — dopytała, wciskając ręce do kieszeni luźnej, szarej bluzy, obserwując jak mężczyzna wstaje i w mgnieniu oka kończy swojego papierosa. Rasowy palacz. Schowała oddaną paczkę na później, również się podnosząc gdy dostała jakże zachęcające "zaproszenie" do wspólnych zakupów. Nic jednak nic to nie odpowiedziała. Jedynie ruszyła w ciszy za mężczyzną, przyglądając mu się przez ramię co takiego wrzuca do zgarniętego przy wejściu koszyka. Makaron, ramen instant, jajka, szczypiorek, gotowy kotlet, kimchi... dwie paczki papierosów i kotlet z z sezamem. Furu uniosło lekko brew, jednak nijak skomentowała jego kulinarne wybory. Obróciła się i na moment zniknęła w jednej z alejek, wracając z niej z czymś w dłoni. Po chwili ustała za mężczyzną, delikatnie muskając jego bark tylko po to by dorzucić do jego zakupów mały, czekoladowy batonik. Oczywiście dla niej, bo dla kogo innego? Gdy Shin możliwie na nią zerknął, posłała mu niewinny uśmieszek i wzruszyła barkami. — Powiedziałeś, ze mogę coś dorzucić, więc dzięki. — gdy przyszedł czas płatności za całość, niebieskooka chwyciła batonik i od razu go otworzyła, robiąc parę kroków w tył, jakby czekając na wychodzącego ze sklepu mężczyznę. Po chwili automatyczne drzwi ponownie się otworzyły, a Furu luźnym krokiem, stawiając duże kroki, opuściła całodobowy. — Samotny ramen po wyczerpującej pracy? Trochę żałosne. — skwitowała, biorąc kęs batonika.
— Kupowania gotowych kurczaków nawet nie będę komentować.
@Seiwa-Genji Shin
Shin oczywiście nie miał nic przeciwko batonikowi, który pojawił się pomiędzy jego zakupami. Dobrał jeszcze do tego wszystkiego materiałową torbę na zakupy, chyba piątą w tym miesiącu. Jakoś tak zawsze je kupował a później zostawały w domu. Zapłacił za zakupy kartą i ruszył za Furuko.
- Tak jeszcze ty mnie dobijaj, myślałem raczej o krytykowaniu jedzenia, a nie mnie. - Powiedział lekko zrezygnowanym tonem, nie był zły sam się w końcu podstawił.
- A widzisz, gotowego kurczaka będę bronił. Może nie jest dobrze doprawiony, ale smażą jej na miejscu więc nie ma tragedii. Jako dodatek do makaronu będzie ok. Kiedyś zrobię Ci całe to danie od podstaw, nie śmiałbym podać ci gotowców. - Powiedział wracając do nieco bardziej radosnego tonu wypowiedzi.
Powietrze na zewnątrz było chłodne, przed czarnowłosym jeszcze spory kawałek do domu, mimo pogody miał ochotę na spacer. Był zmęczony ale przechadzki były naprawdę odprężające, można było przestać myśleć o czymkolwiek i skupić się po prostu na krokach.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? Może piwo i spacer? - Dlaczego właściwie zadał te pytania? Powinien wracać do domu i się wyspać. Furuko w swoim nietypowym sposobie bycia, sprawiała że miał ochotę spędzić z nią nieco więcej czasu. Jakoś nigdy nie był w stanie tego pojąć, odkąd zajmował się nią w szpitalu odczuwał wewnętrzną potrzebę do wprowadzenia uśmiechu na jej twarz. Byli rodziną, o rodzinę należy dbać, nawet jeżeli niektórych członków uważa się za "czarne owce" to nie powód aby traktować ich gorzej. Tak przynajmniej myślał Shin. Wyciągnął z pomiędzy zakupów paczkę papierosów, odfoliował ją i zapalił kolejnego tego wieczora śmierdziucha.
- Normalnie złamałaś mi serce tym tekstem o samotnym ramenie... Kiedyś ci się za to odgryzę. - Przeczesał włosy dłonią i zaśmiał się w taki ciepły sposób. Teraz będzie mu to wierciło dziurę w boku, rzeczywiście był samotny. Łatwiej to przerodzić w żarty niż przyznać rację. Najpierw studia i odizolowanie od rodziny, teraz nawał pracy, kiedy niby miał zawierać znajomości? To właśnie odpowiedź na moje pytanie, czemu chcę spędzić z nią więcej czasu. Pomyślał i pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem, do jak głębokich rzeczy można dojść pod sklepem całodobowym.
— Trzymam za słowo. — mruknęła, kończąc batonika. Sprawnie zgniotła papierek i wcisnęła go głęboko do kieszeni. Nigdzie w pobliżu nie było żadnego śmietnika, dlatego postanowiła się nieco wstrzymać; gdy przejdą kawałek dalej, jakiś powinien się znaleźć. Na propozycję spaceru i wspólnego piwa, Japonka uśmiechnęła się nieznacznie i poprawiła okulary, które nieznacznie zsunęły jej się z zabliźnionego grzbietu nosa. Czy miała plany? Oprócz tych, które zakładały powrót do domu i sen, to nie. Nie była też jakoś specjalnie umęczona powoli mijającym dniem. Swoje odbębniła, jutro otwierała restauracje o późniejszej godzinie więc po szybkiej kalkulacji stwierdziła, że może potowarzysz mężczyźnie. Tym bardziej gdy w ofercie znajduje się piwo.
— Jakbym mogła odmówić piwa. — rzuciła wesoło, po chwili dodając. — Niech ci będzie, dzisiaj nie będziesz żałosnym, samotnym siorbaczem ramenu. Przynajmniej przez jakiś czas. — i po tych słowach, Shin dostał lekkiego kuksańca w bok, skwitowanego śmiechem ledwo o centymetr niższej od niego kobiety. Wyciągnęła telefon szybko przejeżdżając wzrokiem po powiadomieniach, a gdy nie zauważyła w nich niczego ciekawego, ponownie zablokowała telefon i wrzuciła go do kieszeni, poprawiając bluzę. — Gdzie chcesz pić? — rzuciła, idąc obok niego z rękami w kieszeni. Stawiała duże, niezbyt kobiece kroki, była nieznacznie odchylona do tyłu, a jej chaotycznie podcięte, czarne włosy delikatnie podskakiwały gdy poruszała głową. Przydługa grzywka poniekąd zasłaniała jej już oczy przypominając o sobie, że czas najwyższy ją podciąć; jak tak dalej pójdzie, Furuko siłą rzeczy oślepnie przez... własne lenistwo i włosy.
@Seiwa-Genji Shin
- Zapomniałaś dodać starym. - Uśmiechnął się i dostał kuksańca. Zrobił dramatyczną minę i zatoczył się lekko na bok, co najmniej jakby go ktoś postrzelił. Szybko wrócił do normalnej postawy i wsadził papierosa do ust, gdy miał już wolną rękę wyciągnął z siatki puszkę Asahi i podał ją czarnowłosej. Nie zapomniał także o sobie, otworzył piwo i zatrzymał się na kilka sekund. Dopalił papierosa, rzucił go na ziemię i wziął łyka piwa.
- Oto piękno i przekleństwo naszego państwa, możemy pić gdzie nam się podoba. Szczerze mówiąc, to nie tak, że gdzieś chcę iść, mam po prostu ochotę na spacer. - Wzruszył ramionami, nie bardzo mając pomysł na cel owej podróży. Szczęście w nieszczęściu, jego brzuszek dał o sobie znowu znać.
- Możemy przejść się kawałek w stronę Asakury, tak czy siak muszę trafić do domu. - Shin coś sobie przypomniał, do niedawna mieszkał przecież w posiadłości rodzinnej. Dopiero jakiś czas temu kupił dom, niby nic wielkiego ale Furuko chyba tam jeszcze nie była. Przynajmniej nie przypominał sobie, żeby zamawiał coś właśnie tam.
- A widzisz, jeszcze ci się nie chwaliłem. Kupiłem dom w Asakurze. - Mówił takim tonem, jakby sam sobie do końca nie wierzył, kto by wpadł na to, że Shin wyrwie się z rodzinnej posiadłości. Oczywiście nie zrobił tego w pełni samodzielnie, ojciec musiał mu trochę pomóc, pensja rezydenta w szpitalu nie pozwoliłaby mu na taki zakup. Wziął kolejny łyk piwa.
- Jakbyś kiedyś miała fantazję albo potrzebę to możesz mnie odwiedzić, ba jeżeli nie straszny Ci tak długi spacer to możemy pójść do mnie. - Druga część wypowiedzi oczywiście była bardziej żartem niż serio. Czarnowłosy nie spodziewał się, że Furuko będzie chętna na niespodziewaną wizytę w jego domu. Tak w zasadzie cała ta propozycja, zaczęła mu się po chwili wydawać dziwna.
Szybkie, drobne zakupy, zanim wróci do akademiku. Nie były one zbyt proste, patrząc po ilości książek, które przytulała do piersi w drugiej dłoni. Cztery, grube tomy będące różnych wymiarów i różnej grubości, trzymały się przy blondynce wyłącznie na słowo honoru.
Zakupy, jakieś napoje, przekąski, szczoteczka do zębów, zawahała się jeszcze, widząc wystawkę z breloczkami. Seria o robocie i misiu... Uśmiechnęła się, zaraz zgarniając po jednym z serii. Zabawki, jedna drewniana głucho zastukała, upadając na swój bardziej pluszowy odpowiednik, kiedy obie znalazły się na kasie.
Poprawiła zieloną torbę na ramieniu, kiedy jej wszystkie zakupy się już w niej znalazły. Odgarnęła po chwili kosmyk starannie ułożony włosów z policzka. Wiatr delikatnie mocniej zawiał, czasem jej to przeszkadzało - szczególnie w takich chwilach jak ta, kiedy tak naprawdę nie miała dłoni do pomocy sobie.
Nie powinna marnować czasu, powinna wrócić do akademika i zająć się nauką - tłumaczeniem materiałów, które dostali na termin. Co prawda miała wciąż dużo czasu do terminu, ale im szybciej by się tym zajęła, tym lepiej...
Chociaż zawahała się na widok jednej z kawiarenek tuż przy całodobowym sklepie. Zanim zdążyła pomyśleć czy podjąć świadomą decyzję, jej kroki ruszyły w stronę drzwi. Znalazła się w środku tylko dzięki automatycznych drzwiach, a zapas kawy był tak przyjemny i kojący, że zaraz sama poczuła się jak w jednej z kawiarni nieopodal centrum miasta, jej ukrytego skarbu zaledwie ulicę oddalonego od Tivoli. Ile razy, kiedy światła świąteczne były już włączone w parku rozrywek, chowała się tam w piwnicznej kawiarni, otulona w sweter i czytająca książkę. Była pewna, że to była jedna z najlepszych kawiarni w całej Kopenhadze...
Prędko zajęła miejsce w kolejce, dostrzegając że w miejscu pozostał tylko jeden wolny stolik, a kiedy przyszła jej kolej, z uśmiechem złożyła zamówienie.
- Oh, tak, tak, poproszę na miejscu... - powiedziała z uśmiechem. - Orzechową latte, tak, tak, i... oh, tak, serniczek z truskawką - poprosiła zaraz, nieco na oślep, sięgając do swojej kieszeni po telefon, aby móc aplikacją zapłacić za zakupy.
Nie wiedziała, nie miała pojęcia, że w trakcie tych kilku minut między płaceniem w sklepie, a płaceniem tutaj w kawiarni, padła ofiarą zwykłej złośliwości hackerskiej - a może wirusowej? Nawet nie znałaby przyczyny tego, co zaczęło się dziać i dlaczego z jej telefonu została wylogowana z każdej aplikacji. Z pewnością, gdyby jej współlokatorka znalazła się obok niej, prędko spojrzałaby na powiadomienia wyskakujące na telefonie i rozwiązała sytuację w dziesięć minut - Tohan za to, wszystko zignorowała, próbując sprawdzić, aby aplikacja zadziałała tak jak powinna. Bo powinna działać! Nie wyskoczyło jej powiadomienie, że została wylogowana! Wszystko wyglądało, jakby powinno działać..
Uśmiechnęła się przepraszająco zaraz do ekspedientki, próbując zapłacić jeszcze raz. Kolejne przysunięcie telefonu, kolejna próba. Włączenie, wyłączenie. Czas mijał, a Helenie zdawało się, że wydłuża tę kolejkę niepotrzebnie o kolejne minuty, nawet jeśli kiedy się obróciła, mężczyzna za nią nie zdawał się mieć nic przeciwko, był jakby nieco obojętny? Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
Kasjerka znów zresetowała transakcję, czekając aż Herena za nią zapłaci - a ta podjęła kolejną, nieudaną próbę.
- P-przepraszam! Zaraz wyciągnę kartę - powiedziała, chowając telefon do kieszeni - a raczej pudłując, bo telefon zaraz znalazł się na ziemi z cichym trzaskiem. Ta w panice spróbowała się po niego schylić, czując że wypadają jej książki, które mocniej chwyciła - ale chwytając je mocniej, zahaczyła torbą z zakupami o jedną z wystawek przy kasie, zrzucając plakietkę z ceną.
- Prze-przepraszam bardzo! - znów dodała, na razie decydując się na porzucenie pomysłu z podniesieniem telefonu, który spróbowała wyłącznie nogą przysunąć do siebie, aby nikt przypadkiem na niego nie nadepnął, po tym dłonią starając się sięgnąć do kieszeni w kurtce, w której powinna mieć kartę płatniczą - a która była przygnieciona ciężkimi książkami, dla których odłożenia Herena na ten moment nawet nie widziała miejsca. A może nawet o tym nie pomyślała, że mogłaby ułatwić całą sprawę zarówno sobie, jak i innym, gdyby spróbowała je położyć na moment na blacie?
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Jednak chłodne powietrze nie zachęcało go do pozostania na zewnątrz, więc bez dłuższej zwłoki wstąpił w progi kawiarni, już na wejściu rozpinając guziki czarnego płaszcza. Dzisiejszego dnia postawił na biały golf, kolczyki ze złotymi zdobieniami, nie zdradził też czerwonej kredki, którą typowo użył na dolnych powiekach oczu, do tego czarne spodnie ze srebrnymi zdobieniami i sznurowane buty za kostkę. Poprawił torbę, a następnie rękawy, zastanawiając się, czy tylko chwycić napój na wynos, czy jednak spróbować zaczaić się na jakieś wolne miejsce. Nie spieszyło mu się jakoś szczególnie, a on i jego koordynacja ruchowa plus gorąca kawa plus milion czynników zewnętrznych typu wiatr, potrącający go ludzie... nie, może lepiej niech usiądzie.
W trakcie tych rozmyślań zajął miejsce w kolejce, zdejmując też w końcu słuchawki, z których dźwięk utworów klasycznych przeplatał się z nutami metalowymi, rockowymi i brzmieniami dzikiej natury. Gatunek muzyczny niespecjalnie go interesował, a raczej to, na ile dana piosenka leżała w gustach jego czasem odrobinę atypowego mózgu. Troszeczkę.
Przywróciło go to też do rzeczywistości, więc nagle stał się świadomy, że w sumie już dość długo stoi w miejscu, czekając na swoją kolej. Nie, żeby robiło mu to jakąkolwiek różnicę, ale był w stanie wyczuć zdenerwowanie osób za sobą, ciche westchnienia i napięcie. Odruchowo spiął się lekko, uderzyło w niego gorąco i ta chwila wystarczyła, by serce zabiło odrobinę zbyt szybko, a od tego dla jego głupiego pod tym względem mózgu była prosta droga do bezsensownego ataku paniki.
Nie, nie, nie. Nic się nie dzieje. Chęć, by sięgnąć po tabletkę znajdującą się w torbie była duża, ale i tak już brał lek zdecydowanie zbyt długo, co zaczynało się robić problematyczne. Zagryzł dolną wargę, myśląc przez chwilę intensywnie, przyglądając się dziewczynie przed sobą. Wyglądała na spanikowaną i wcale jej się nie dziwił, a kolejny ciąg zdarzeń był bardzo podobny do sytuacji, które niejednokrotnie przydarzały się jemu...
A pies to drapał.
— Dzień Dobry, wie pani co... niech pani dobije do tego zamówienia podwójne ristretto i ja opłacę całość — zwrócił się do baristki, uśmiechając się delikatnie. — Znam się z koleżanką z... uczelni, ale zagapiłem się i dopiero teraz przyjrzałem się jej dokładniej, przepraszam.
Chwilowa niepewność kasjerki minęła wraz z drugą częścią jego wypowiedzi, chociaż miał wrażenie, że westchnęła delikatnie, ale bez problemu zaczęła wstukiwać kod. Kōji w międzyczasie pochylił się nad nieszczęsną nieznajomą, mając nadzieję, że ta go teraz nagle nie zdemaskuje.
— Może ci pomogę, co? — Zapytał się wesołym głosem, chociaż z lekko zakłopotanym uśmiechem, od ciepła zaczerwieniła mu się też lekko twarz. — Podniosę książki, będzie ci łatwiej wtedy zgarnąć resztę rzeczy. Człowiek czasem żałuje, że ma tylko dwie ręce.
Wraz z tymi słowami podniósł cztery grube tomiszcza, na moment kładąc je na blat, by móc samemu opłacić zamówienie. Terminal przyjął płatność bez chwili zawahania, a on sam zgarnął ponownie księgi i odsunął się na bok, robiąc miejsce następnej osobie. Udało mu się jak na razie wszystko zrobić gładko, co było sporym sukcesem, chociaż przewieszona przez ramię torba trzymała się na słowo honoru. Dmuchnął powietrzem z ust w górę, bo kilka niesfornych kosmyków wpadło mu teraz to oczu.
Dopiero teraz miał okazję faktycznie przyjrzeć się nieznajomej i cóż... chyba już go nawet niespecjalnie dziwiło, że jest wyższa od niego. Zaczynał się powoli przyzwyczajać do faktu, że wszystkie osoby, które napotykał, przewyższały go przynajmniej o dziesięć centymetrów.
— Chwilę pewnie zajmie przygotowanie zamówienia, może zajmiesz... zajmie pani gdzieś miejsce, a ja tam położę tam te zdobycze? — Jasnoniebieskie ślepia prześlizgnęły się po twarzy nieznajomej, zatrzymując się na jej oczach, głos Blotki był miękki, podszyty czystą sympatią. — Niesienie tego wszystkiego chyba musiało być sporym wyzwaniem, czyż nie? Ja zapewne już bym się zabił po drodze, próbując przetransportować tyle rzeczy naraz, więc jestem pełen podziwu.
Nawet słowem nie poruszył tematu opłaconego zamówienia. Ot, uznał to za rzecz oczywistą i niepotrzebującą dyskusji, zapominając, że druga strona mogła to różnie odebrać.
@Tohan Herena
- T-tak, uczelni - potwierdziła dukając cicho, wbijając wzrok w chłopaka, który zaoferował jej pomoc. Tym bardziej, że wydawał się być... przyjazny? Miły? Chciał jej pomóc? Sama sama się zarumieniła, choć trudno było określić czy z zawstydzenia ogólną sytuacją, czy ze względu na gest i zaoferowaną pomoc ze strony chłopaka, czy jeszcze coś innego. Może jej przyzwyczajona do różnych książek fabularnych głowa już przywołała różne scenariusze z historii, którymi się zaczytywała? Jakby właśnie działo się coś nietypowego, miłego...
- O-ch, przepraszam, ja tak, dziękuję, przepraszam... Tak, są nieco ciężkie, dziękuję - zaraz powiedziała, rozumiejąc że chłopak zaoferował własną pomoc i nawet do końca nie czekał na jej odpowiedź, kiedy zebrał jej książki, głównie dwa słowniki, choć jeden nie tłumaczący na japoński, a stricte niemiecki z angielskiego, a kolejne dwie książki zdawały się być historyczną encyklopedią oraz podręcznym słownikiem słówek technicznych, z którymi sama Tohan wciąż miała problem. Technologia nie była czymś, w czym posiadała duże umiejętności - wręcz przeciwnie, co nawet teraz pokazała, mając problem z zapłaceniem przy kasie przy użyciu właśnie telefonu.
Mając jednak wolne dłonie, prędko zabrała się do dołożenia na właściwe miejsce wystawkę, podniosła telefon i przesunęła się na bok, aby nie blokować tak bardzo miejsca, jeszcze delikatnie się kłaniając w przeprosinach do kasjerki. Mimo europejskiego wyglądu, jej lata przebywania w Japonii za młodu i nauki czerpane od babci, przynosiły efekty w formie lepszego nawyku w niektórych panujących zasadach społecznych. Odruchy, nawyki - może dlatego nie czuła się aż tak wyobcowana? Nawet jeśli zderzała się czasem ze ścianą w kontaktach z innymi w formie tego, że jednak wyglądała inaczej.
- Tohan Herena - powiedziała nagle, słysząc jak zwracał się do niej przez panią, na co poczuła się dziwnie - tym bardziej, że wydawał się być zarówno w okolicach jej wieku, jak i dopiero co jej pomógł. Może to nawyk z Danii, że tak prędko wolała przechodzić na nazwisko, a najchętniej po imieniu? - I.. t-tak, poproszę, dziękuję.... Tamten stolik? - zaproponowała zaraz czując kolejną falę gorąca, kiedy na dłuższy moment ich spojrzenie się spotkało. Prędko je odwróciła. Cóż, byli podobni - co było rzadko spotykane w Fukkatsu, a jeszcze rzadziej gdyby znaleźli się w mniejszej metropolii.
Przejęła książki od chłopaka i układając je na blacie stolika, i zaraz odłożyła również torbę na oparcie ramienia krzesła. - I... dziękuję... Heh... tak, są trochę ciężkie. Z tym się trochę wiąże mój kierunek, nie mieli wersji elektronicznych, wolałabym czytać na czytniku, albo na laptopie, bo to zawsze mniej dźwigania, ale nie zawsze jest taka opcja, a nie wszystkie książki digitalizują też, szczególnie jeśli to są jakieś bardzo specjalistyczne, albo historyczne. Ze słownikami jest łatwiej, ale chciała sprawdzić też poprawność tłumaczeń czy mogę zaufać temu wydaniu, bo słyszałam trochę negatywnych opinii o tym nowszym, które było dostępne, takie rzeczy się zdarzają czasem, szczególnie w zależności od języka i... - mówiła, orientując się dopiero po chwili, że sama wpadła w słowotok, zalewając wciąż nieznajomego milionem niepotrzebnych informacji.
Zaraz usiadła przy stoliku, zdejmując z siebie płaszcz. Było ciepło, stanowczo za ciepło. A może to po prostu jej stres?
- U-usiądziesz też? Dziękuję... za tę kawę... przepraszam, nie wiem co się stało z moim telefonem, chwilę temu płaciłam w sklepie obok i wszystko działało, a teraz już nie chciało, i nie jestem pewna... - rzucił, zerkając w kierunku baristy, który pracował jeszcze nad zamówieniami przed tymi ichsiejszymi. Po tym znów spojrzała na blondyna. - Chyba... chyba zamówiłeś przeze mnie na miejscu tutaj, przepraszam... A.. też studiujesz na Fukkatsu? - zapytała znów zagadując, nie będąc pewną na ile chłopak zmyślił historię pod pretekstem, a na ile rzeczywiście mógł ją kojarzyć gdzieś z uczelni. Może studiował na innym kierunku? Czasem nie kojarzyła wszystkich studentów, tym bardziej jeśli studiowali oni bardziej przyrodnicze czy techniczne kierunki. - Przepraszam, nie kojarzę cię z korytarza. Nie studiujesz raczej języków żadnych? Ja jestem na japonistyce, tam mamy dużo zagranicznych, no wiesz, Europejczyków czy Amerykan, ale trochę mniej Japończyków, chociaż to nie tak, że to moje pierwsze zderzenie z kulturą tutaj czy językiem, bo moja mama pochodzi z Japonii, dużo też tutaj odwiedzałam i... - kolejny słowotok, który sobie uświadomiła, wbijając zaraz wzrok w blat stołu. - Przepraszam... czasem za dużo mówię - powiedziała, zaraz wypuszczając nieco nerwowy śmiech, choć równie łagodny i przyjazny. Wyraźnie wszystkie emocje stresu sytuacją sprzed chwili dopiero z niej schodziły.
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Niechętnie ruszył wgłąb sklepu, szukając znajomych log i kolorów, lecz te zdawały się skakać i zlewać ze sobą przed jego oczami, choć miał dobry wzrok. Niektóre przedmioty były zwyczajnie niemożliwe do określenia tak po prostu, bez umiejętności czytania. Wahał się brać cokolwiek do rąk w celu zbadania tego bliżej, jeśli nie planował przedmiotu włożyć natychmiast do koszyka – starczyły mu nieufne spojrzenia niektórych nadgorliwych pracowników sklepu. Ostatnie czego chciał to zostać wyrzuconym w trakcie zakupów. Nie umiał nawet kraść, ach!
Podszedł do jednej z półek i podniósł dłoń do swojej brody, mrużąc intensywnie oczy. Dziwne opakowanie wyglądało znajomo, ale zmiany miejsc zawsze wprowadzały zamęt w jego głowie. Nigdy nie miał pewności czy to nie było coś zupełnie innego, tylko o bardzo podobnym wyglądzie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to dopiero początek koszmaru – musiał modlić się wszelkich bytów wyższych o to, by nie przekroczyć sumy posiadanych pieniędzy. Westchnął ciężko, rozdrażniony, patrząc w kolorowy pojemnik z płynem jakby ten co najmniej zamordował mu matkę. To płyn do naczyń czy jakieś inne dziadostwo...? Wydawał się znajomy, ale nie miał nawet rysunku talerzy ani nic.
@Ejiri Carei
Mimowolnie przygryzła wargę, rozglądając się u wejścia i szukając najmniej zajmującą uwagę innych stoisk. Przycisnęła do siebie torbę, traktując jej materię, jak swoistą tarczę na ewentualne zetknięcia. Poprawiła długi warkocz zaplecionych włosów, który wysunął się zza szerokiego szala, który częściowo przysłaniał zaróżowione od chłodu policzki. Pewniej, wsunęła się w jedną z alejek, która mimo oczekiwań, nie miała wiele wspólnego z z kotami. Chyba, że planowała kiedyś wyprać kocura w pralce, razem z kolorowa pościelą. Odetchnęła, wymijając pochyloną sylwetkę starszej kobiety, która natarczywie, odsuwała kolejne butelki czegoś, co prawdopodobnie z różnych względów jej nie odpowiadało. Dalej, u niemal wylotu do kolejnego przejścia, dostrzegła kogoś, czyja sylwetka wydawał się nasuwać skojarzenie znajomości. Nie była jednak pewna, czy skupiony na - prawdopodobnie - rozczytywaniu barwnych etykiet, mignął jej może na uczelni, czy widziała go w towarzystwie znajomych. Kai. Prawdopodobieństwo było największe. Bez potrzeby, nie miała jednak powodu zaczepiać chłopaka.
Ruszyła drugą stroną, nie chcąc przypadkiem przeszkodzić w intensywnym, jak dostrzegła wyborze. I dokładnie w momencie, gdy zrównała się z nieznajomym, czyjaś dłoń sięgnęła jej ramienia barku - Te, Panienko, patrz gdzie idziesz - cierpki, męski ton postawnego jegomościa, sprawił, że odskoczyła jak oparzona, tylko po to, by wpaść na znajomego-nieznajomego - P-przepraszam - wydusiła tylko, przez krótki moment czując się jak w klatce, zawieszona przed dwoma sylwetkami, nie będąc nawet pewną, kogo powinna była przepraszać pierwszej kolejności. Gorąc wstąpił na policzki, a serce załomotało. Miała przed sobą mężczyznę w sile wieku, gromiący ją z góry nieprzyjemnie-brzydkim spojrzeniem, który wywoływał w niej dreszcze, a za sobą, chłopaka-od Kaia. Palce zacisnęła na torebce, którą złapała przed sobą - Powinnaś mi to wynagrodzić - dodał nieznajomy, który sprawiał, że czuła coraz silniej narastającą panikę. Czy ona rzeczywiście go potrąciła? Spojrzenie, które przesunął po jej sylwetce, mówiło, że było w tym coś więcej. Bardzo więcej i bardzo nieprzyjemnego - P-przepraszam, już sobie idę - odezwała się, cofając, niemal intuicyjnie, chcąc znaleźć się bliżej młodszego chłopaka.
@Huo Lianhua
Gotów był ruszyć dalej, pozostawiając za sobą dział, gdy nagle ktoś wpadł prosto w jego plecy. Zaskoczony zachwiał się lekko, ale jego ciało instynktownie złapało równowagę. Do jego uszu dotarł głos, który był dziwnie znajomy, choć trudno mu było dokładnie określić. Zawsze miał problemy z rozpoznawaniem ludzi po głosie. Odwrócił głowę, by wreszcie zobaczyć co się za nim działo – i choć nie był najmądrzejszy, lata doświadczenia nauczyły go szybko rozpoznawać sytuacje, w których oprawca próbował wyrządzić krzywdę swojej ofierze. Nawet gdyby nie skojarzył dziewczyny, bez wahania stanąłby w jej obronie. Niektóre rzeczy były zbyt mocno zakorzenione w jego umyśle, by był w stanie je zignorować.
– O, cześć... Hina! Czekałem na ciebie, tso tak długo ci dzeszło? – Obok aktorstwa nawet nie stał, ale nie brakło mu pewności siebie idącej w parze z niemal nieistniejącym instynktem samozachowawczym. – Nie dzapomniałaś chyba o tym, że obietsałaś Asamiemu pomóc mi dziś dz dzakupami – dodał półżartem.
Zaraz po tym spojrzał między nią a mężczyzną. Przesunął się w bok i położył niedbale wolną dłoń na ramieniu prawdopodobnej-znajomej-Ka'a, by móc w razie czego odsunąć ją za siebie. Lianhua był w stanie przyjąć na siebie trochę ciosów bez zbyt poważnych konsekwencji, a sklep posiadał ochronę. Oczywiście, ochrona mogła nie zareagować na czas(lub w ogóle), ale zawsze mógł dać dziewczynie trochę czasu na zmycie się w bezpieczne miejsce.
– Przep'aszam, nie dosłyszałem o tso chodzi. – Zsunął koszyk na zdjęcie łokcia i postukał się palcem w ucho. – P'oblemy dze słuchem. Możesz potórzyć? – zapytał, unosząc brwi.
Część ludzi odpuszczała, gdy na drodze stawał ktoś zbliżony do ich rozmiarów, ale mimo to wolał być domyślnie mentalnie przygotowany na dostanie w zęby. Wtedy przynajmniej nie miał szans na bycie zaskoczonym i wytrąconym z równowagi.
|
|